- Mamusiu, jeszcze poczytaj!

  • Kryspin

- Mamusiu, jeszcze poczytaj!

02 March 2021 by Kryspin

- Za chwilę, kochanie. - Teraz! Joannę podniosła się z sofy i położyła Irinie książeczkę na kolanach. - Obejrzyj sobie obrazki, skarbie. Mamusia zaraz przyjdzie. Na parkingu w Dagenham Novak sprawdzał właśnie sygnał na komórce, kiedy telefon zadzwonił. - Mike Novak. - Tu Joanne Patston. - Tak, Joanne? - Nawet na odległość wyczuwał napięcie w jej głosie. - Clare mówiła mi, ze pani dzwoniła. Czym mogę służyć? - Pan Allbeury powiedział, żebym przekazała panu unitedfinances provide 1000 dollar loan from reputable company swoją odpowiedź. - Owszem. Ewentualnie zadała mi jakieś pytania. - Zgadzam się. Novak omal nie podskoczył. - To super! - Naprawdę? - Tak sądzę. - I po chwili spytał: - Jest pani pewna? Nowa etykieta opon: od maja 2021 r. będzie łatwiej? - Jak zauważył pan Allbeury, nie mam wyboru. - Czy to ma być tylko dla pani i Iriny? Czy także dla pani matki? - Tylko dla nas dwóch. - Ściszyła głos. - Wiem, że jeśli powiem mamie, to będzie próbowała mnie odwieść od tego zamiaru. Ona nic nie wie o... - O Irinie - dokończył Novak. - Rozumiem. - Ale ona nie zrozumie. Od rozpaczy w jej głosie chciało mu się płakać. Takie smutne kobiety zawsze wytrącały go z równowagi. Clare nazywała go wielkim mięczakiem, ale Mike wiedział, że lubiła u niego tę cechę, gdyż działała w obie strony. - Co teraz będzie? - spytała Joanne. - Przez jakiś czas nic, co pewnie będzie dla pani dość trudne. Niestety musi pani siedzieć cicho i zachowywać się normalnie, dopóki Robin wszystkiego nie załatwi. Na pewno postara się działać jak najszybciej, ale takie sprawy wymagają czasu. - Ile czasu? - Do dwóch tygodni, może krócej. - O Boże... - Jak układa się w domu? - Nie najgorzej. Ostatnio jest w lepszym humorze. Rzeczywiście odkąd Allbeury spełnił swoją obietnicę, Tony nieco złagodniał. Więcej pracy przy beemwicach Ed-diego Blacka oznaczało więcej gotówki, a mniej czasu na picie. Oczywiście Joanne wiedziała bez cienia wątpliwości, że ten stan rzeczy długo się nie utrzyma. Przeciwnie, kiedy źródło wyschnie, Tony znów będzie zniechęcony, wściekły, pewnie jeszcze gorszy niż przedtem.

Posted in: Bez kategorii Tagged: bunny the star sklep online, chip dla psa, fryzury z warkoczy na wesele,

Najczęściej czytane:

. Jeszcze przed paroma godzinami Mark nie zdawał sobie z tego sprawy, ponieważ tak ekstremalne uczu¬cia były mu obce. W ogóle uczucia były mu obce. Zawsze nad sobą panował i nigdy nie pozwalał, by rzeczy wymknꬳy mu się spod kontroli. ...

Jednak w tej chwili nie miał pojęcia, co się z nim dzieje. Targały nim namiętności, których nie rozpoznawał. Miał wrażenie, jakby grunt usuwał mu się spod nóg, a cały do-tychczasowy świat walił się w gruzy. I nic już nie było pew¬ne, oprócz tego, że trzyma Tammy w ramionach, a ona pod¬daje się chętnie, jej piersi przylegają do jego torsu, jej usta rozchylają się jak płatki róży... Ta kobieta była jego połową - jego brakującą połową. Do tej pory nie miał o tym pojęcia, ale teraz stało się dla niego zupełnie jasne, że sam nie stanowił całości, dopiero z nią... Ta świadomość odmieniała wszystko. ... [Read more...]

proponowane przez Huffa. Oświadczył, że nie kupią go nic nieznaczące podwyżki pensji i puste obietnice poprawy warunków pracy. Oznajmił, że nie ustanie w wysiłkach, dopóki Hoyle Enterprises całkowicie nie przejdzie pod władanie związków zawodowych. Iverson opuścił zebranie i nikt go już więcej nie zobaczył. - Po wyjściu Iversona mój brat wspomniał coś o zamknięciu na dobre gęby temu agitatorowi - podsunęła Sayre. - Tak zeznali na rozprawie świadkowie. Podczas przesłuchania przez pana McGrawa dodali również, że Chris nie mówił tego poważnie - uśmiechnął się drwiąco Rudy. - Na procesie wspomniano o tym, że jeśli ktoś planuje morderstwo, nie mówi o tym w pokoju pełnym ludzi. - Może mówi, jeżeli jest Hoyle'em. Szeryf spojrzał na nią z wyrzutem. - Iverson próbował uczynić moją rodzinę odpowiedzialną za wszystkie wypadki przy pracy w odlewni - powiedziała. - Firma poniosła za nie odpowiedzialność. Teraz to Sayre spojrzała na szeryfa z wyrzutem. - Ta kara to żart. Kiedy Hoyle Enterprises zostaje przyłapane na łamaniu przepisów bezpieczeństwa, co w rezultacie doprowadza do śmierci dwóch, o ile pamiętam, pracowników i poważnego okaleczenia kolejnego z nich, płaci grzywnę, co jest wliczone w koszty firmy. Dostają prztyczek w nos i to wszystko, aż do następnego wypadku. Przed każdą wizytą inspektorów z OSHA czyszczą akta na tyle, by pomyślnie przejść kontrolę, a potem wszystko wraca do normy. Ta odlewnia to zagrożenie dla życia i dobrze o tym wiesz, Rudy. Iverson był agitatorem - ciągnęła - i możliwe, że najohydniejszym stworzeniem na całej planecie. Nie znałam go i prawdopodobnie wcale bym go nie lubiła, ale imponuje mi to, czego próbował dokonać. Huff i Chris na pewno myślą inaczej. - Setkom pracowników nie podobało się to, co robił. Zagrażał ich egzystencji. Bez pracy nie mieliby czym wykarmić swoich rodzin. Może Iverson mógł sobie pozwolić na strajk, ale nie oni. Wielu z nich pragnęłoby ujrzeć go martwym. - Niemniej, jak rozumiem, nikt go takim nie zobaczył. W ten sposób Chrisowi się upiekło, prawda? - Chris został uniewinniony, ponieważ ława przysięgłych uznała, że jest niewinny. - Tylko połowa z nich. Celny cios, ale niewystarczająco silny. Sayre nie spodziewała się, że szeryf opuści gardę. Mogłaby tu siedzieć przez cały dzień, bombardując go pytaniami i oskarżeniami, ale strata czasu. Rudy Harper do ostatniego tchnienia będzie bronił Hoyle'ów, ponieważ sprzedał im duszę i ciało. Sayre wątpiła, by niesłabnąca wierność szeryfa wobec jej rodziny była powodowana uczuciem, lojalnością czy łapówkami, które dostawał. Podejrzewała, że robił to z nawyku. Był niczym człowiek, który pali jednego papierosa za drugim, nawet sobie tego nie uświadamiając. Rudy kłamał dla jej rodziny tak długo, że wyrobił sobie odruch warunkowy, a naginanie faktów przestało być kwestią sumienia i wyboru. Poza tym, całkiem możliwe, że tym razem wcale ich nie próbował bronić. Chris został niesłusznie posądzony przez ambitnego prokuratora, który usiłował wyrobić sobie markę i nazwisko, wsadzając za kratki znaną osobę z pokaźnym majątkiem. Tak właśnie przedstawił to artykuł redakcyjny, który przeczytała dziś rano. Jej brat mógł posłużyć jako wygodny kozioł ofiarny w tajemniczej sprawie, która nigdy nie zostanie rozwiązana. Jeśli Chris nie popełnił zbrodni, za którą stanął przed sądem, jej uporczywe podejrzenia wobec ...

niego były niesłuszne. Jeżeli jednak udało mu się wywinąć przed karą za morderstwo, Rudy Harper nie zamierzał powiedzieć jej prawdy. Chwyciła torebkę i wstała. - Dziękuję, że przyjąłeś mnie bez zapowiedzi. - Zawsze jesteś tu mile widziana, Sayre. - Szeryf okrążył biurko i odprowadził ją do drzwi gabinetu. - Zamierzasz zostać na jakiś czas w mieście? - Wyjeżdżam dziś po południu. - W takim razie powodzenia i dbaj o siebie. Z tego, co słyszałem, w San Francisco jest wielu dziwaków. - Jego usta rozciągnęły się w grymasie, który przy odrobinie chęci można by uznać za uśmiech. - Detektyw Scott ma wszystkie twoje numery telefonów. Myślę, że najpóźniej jutro zamkniemy śledztwo. Dopilnuję, żeby do ciebie zadzwonił, kiedy tylko skompletujemy oficjalne wyniki dochodzenia. - Będę bardzo wdzięczna. Wychodząc, przypomniała sobie o Jessice DeBlance i zawahała się. Sekretne zaręczyny Danny'ego mogły być ważną wskazówką, ale Rudy Harper był na liście płac Huffa. Cokolwiek usłyszy, trafi to natychmiast do uszu jej ojca, a Jessica powiedziała, że nie chce, aby Huff dowiedział się o ich planach małżeńskich. Sayre nie była pewna, czy może powierzyć tę informację Wayne'owi Scottowi, ponieważ podejrzewała, że młody detektyw będzie się czuł w obowiązku, aby przekazać tę informację swojemu szefowi. Dopóki nie przedyskutuje tego z Jessicą, nie powie niczego. Dręczyło ją coś jeszcze, ale nie mogła sobie uzmysłowić, co to takiego. Kiedy była już niemal na końcu korytarza, rozjaśniło jej się w głowie. - Szeryfie Harper? - zawołała. Rudy wycofał się już do biura, ale wystawił głowę przez drzwi i spojrzał na nią pytająco. - Powiedział pan, że zapewne podczas łowienia ryb Danny postanowił odebrać sobie życie. - Tak zgaduję. - Nie mogę się z tym zgodzić. - Rozmawialiśmy już o tym, Sayre. - Nie mówię o samobójstwie, tylko o rybach, Danny nienawidził wędkować. Gdy tylko Beck wszedł do biura Huffa, od razu się zorientował, że stary jest zdenerwowany. Zanim zdążył się przywitać, Huff chwycił list ze sterty podobnie wyglądających druków i pomachał nim w kierunku Becka. - To mnie wkurzyło - powiedział. Niektórym wydałoby się niestosowne, że on lub Chris pojawili się w pracy następnego dnia po pogrzebie Danny'ego. Zgodnie z tradycją powinni zrobić sobie wolne do końca tygodnia, ale Huff nigdy nie przykładał wagi do ceremonii, a jego kredo głosiło, że każdy dzień jest dniem pracy. W świecie Huffa Hoyle'a nie istniało coś takiego, jak wakacje. - Co to jest? - spytał Beck. Huff wręczył mu list. Beck usiadł na krótkiej kanapie stojącej obok biurka Huffa. Przeciwległą ścianę tworzył szereg okien wychodzących na halę. Był to sceniczny widok, jeżeli lubiło się brudną szpetotę odlewni stalowych rur. W pomieszczeniu panował wilgotny, upalny półmrok. Beck miał biuro na drugim końcu korytarza, podobnie jak Chris i Danny. Pierworodny Huffa przed chwilą przywlókł się do pracy. Drzwi do gabinetu Danny'ego były zamknięte. Beck spojrzał na list, który wręczył mu Huff. - „Z wyrazami głębokiego współczucia, Charles Nielson" - przeczytał. Spojrzał na Huffa i zaśmiał się krótko. - Przysłał kwiaty na grób Danny'ego? - Uwierzysz w tupet tego drania? Sally wyśle mu podziękowania w moim imieniu - warknął Huff. Sally była jego asystentką. - Chciałem przejrzeć kondolencje, zanim jej przekażę, dlatego wpadł mi w ręce list od Nielsona. Nie mogę uwierzyć, że wykorzystał śmierć mojego syna, żeby mi dokuczyć. - Ten człowiek ma odwagę. Udało ci się może przejrzeć papiery, które ci zostawiłem? - Przeczytałem wystarczająco dużo, by zrozumieć, że Nielson chce się dorobić nazwiska. Te artykuły w gazetach brzmią tak samo, jak jego oświadczenia prasowe. - Zgadzam się - odparł Beck. - Niemniej zostały opublikowane. To człowiek, który szuka rozgłosu. Stoi na mównicy, waląc się w piersi, ale ludzie go słuchają i biorą sobie do serca to, co mówi. Jak do tej pory, obierał sobie za cel jedynie małe przedsiębiorstwa, ale zawsze udawało mu się założyć w nich związki zawodowe albo uzyskać od dyrekcji tych przedsiębiorstw ogromne ustępstwa na rzecz pracowników. Obawiam się, że niesiony na fali sukcesu ma apetyt na coś większego, co umieści go w samym centrum uwagi mediów. - I że jego celem może być Hoyle Enterprises. - To oczywisty wybór, Huff. Hoyle Enterprises to doskonały cel. Jesteśmy samowystarczalnym przedsiębiorstwem. Nie wykonujemy zleceń dla innych przemysłowców. Jeżeli zawiedzie chociaż jeden z etapów wytapiania lub odlewania... - ... ucierpi cała produkcja, nie dotrzymamy zobowiązań i firma splajtuje. - Jestem pewien, że Nielson zdaje sobie z tego sprawę, a tak się niefortunnie składa, że mieliśmy tu kilka poważnych wypadków przy pracy, również śmiertelnych. Huff zerwał się z fotela z okrzykiem „Cholera!" i stanął przy oknie. Spoglądając w dół, rzucił gniewnie: - Czy wiesz, ilu naszych pracowników nigdy nie miało wypadku przy pracy? Hę? - Odwrócił się i spojrzał na Becka. - Setki. Czy gazety o tym piszą? Czy ci wszyscy unijni agitatorzy pikietują z takimi statystykami wypisanymi na transparentach? Oczywiście, że nie. Ale wystarczy tylko, że któryś z pracowników się lekko skaleczy i od razu robi się z tego sensacja. „Lekkie skaleczenie" było zdecydowanym eufemizmem w przypadku wykrwawienia się spowodowanego zmiażdżeniem nogi przez rury, które zsunęły się z niezabezpieczonego i niekontrolowanego wibrującego przenośnika, utraty palca podczas pracy przy maszynie bez awaryjnego wyłącznika czy też poparzenia, które dosłownie stopiło ciało aż do kości. Beck powstrzymał się jednak od komentarza. Huff był zbyt nakręcony, żeby przywodzić go teraz do rozsądku. - Też mi wiadomości w „Network" - złościł się dalej Huff. - Zupełnie jakby ktoś w Nowym Jorku albo Waszyngtonie wiedział coś na temat naszego życia. Banda ciotowatych liberałów, szukających sensacji komunistów. Napiszą o jakimś wypadku przy pracy i następnego dnia mam na głowie inspektorów rządowych, paradujących z tymi swoimi notatnikami, usłużnie nasłuchujących i zapisujących najmniejsze biadolenie tych jęczybuł. - Machnął ręką z papierosem w kierunku pracujących na dole mężczyzn. - Czy wiesz, jak bardzo byłbym wdzięczny za ich posadę w czasach, kiedy byłem jeszcze dzieckiem? Czy zdajesz sobie sprawę z tego, jak mój ojciec cieszyłby się z comiesięcznego czeku? - Tłumaczysz to wszystko niewłaściwej osobie, Huff - odparł łagodnie Beck. - Uspokój się, zanim dostaniesz ataku serca. - To wszystko kupa gówna - wymruczał Huff, wracając za biurko. Opadł na fotel, dysząc ciężko, czerwony ze złości. - Bierzesz leki na nadciśnienie? - Nie. Nie staje mi, kiedy je łykam. Nie było dla nikogo tajemnicą, że raz w tygodniu Huff odwiedzał kobietę, która mieszkała na obrzeżach miasta. O ile Beck wiedział, stary był jej jedynym klientem i zapewne opłacał ją sowicie za to, aby tak zostało. - Jeżeli mam wybierać między nadciśnieniem i impotencją, wolę to pierwsze, dziękuję bardzo. - Jasne, jasne - rzucił Chris, wchodząc do biura ojca. Jak zwykle był nienagannie ubrany i uczesany. Każdy włosek na swoim miejscu, garnitur bez najmniejszego zagniecenia. Beck często się zastanawiał, jak to się udawało Chrisowi, kiedy temperatura przed południem przekraczała trzydzieści stopni Celsjusza. - Widzę, że umknęła mi interesująca rozmowa. Na czym stoimy? Podtekst zamierzony. Huff nalał sobie wody z karafki stojącej na biurku, a Beck w tym czasie opowiedział w skrócie Chrisowi o Charlesie Nielsonie. - Znam ten typ - powiedział Chris lekceważąco. - Tacy prowokatorzy pojawiają się i znikają jak sen złoty. Musimy go po prostu przeczekać. - Nielson wyróżnia się z tłumu. Nie sądzę, żeby miał wkrótce odejść w niepamięć. - Zawsze kraczesz, Beck. - Za to mu płacimy - uciął Huff. - Beck zajmuje się naszymi małymi kłopotami, dzięki czemu nie urastają one do niewyobrażalnych rozmiarów. - Dziękuję za to wotum zaufania - powiedział Beck. - Co mam zrobić w sprawie Nielsona? - Co sugerujesz? - Zignorujmy go. Obaj Hoyle'owie zdumieli się tą odpowiedzią. Beck zostawił im czas na komentarz, ale gdy żaden z nich się nie odezwał, zaczął wyłuszczać swoje argumenty: - Przysłanie kwiatów na pogrzeb było testem. Nielson wie, że to gest w bardzo złym guście i wykonał go wyłącznie po to, by zobaczyć, jak zareagujecie. Mógłbym napisać do niego list potępiający takie zachowanie, ale Nielson odebrałby to jako objaw gniewu lub strachu i wykorzystałby przeciwko nam. Ignorując go, pokażemy, że nie jest wart naszej reakcji, że się nie liczy. To najmocniejsza wiadomość, jaką mógłby od nas otrzymać. Huff w zamyśleniu pocierał wargi. - Chris? - Chciałem zasugerować, żebyśmy podpalili mu dom, ale podejście Becka jest znacznie subtelniejsze. - Wszyscy się roześmieli. - A tak w ogóle, skąd on jest? - Ma kilka filii rozsianych po całym kraju. Jedna z nich jest w Nowym Orleanie i prawdopodobnie z racji owego „sąsiedztwa" nasza firma przyciągnęła jego uwagę. Milczeli w zamyśleniu przez kilka chwil. W końcu Beck zaproponował: - Mógłbym napisać krótki list, dać mu jakoś do zrozumienia... - Nie. Twój pierwszy pomysł jest najlepszy - zdecydował Huff. Wyciągnął zapałkę z pudełka i wstając, przypalił papierosa. - Zaczekajmy na jego kolejny ruch. Niech to ten skurczybyk się zastanawia, co myślimy, a nie na odwrót. - W porządku - odparł Beck. Zadzwonił telefon na biurku Huffa. - Odbierz, Chris, dobrze? Muszę odcedzić kartofelki - rzekł Huff i ruszył w kierunku prywatnej toalety. Chris podszedł do biurka i wcisnął mrugający klawisz. - Sally, mówi Chris. Potrzebujesz Huffa? Z głośnika dobiegł ich nosowy głos anielsko cierpliwej sekretarki Huffa: - Zdaję sobie sprawę, że macie spotkanie, panie Hoyle, ale pomyślałam... że może powinniście ... [Read more...]

Dowód z nagrania bez zgody i wiedzy osoby nagrywanej

by od tej pory zajmowała się nim sama i natychmiast wyjedzie do Renouys. Nie może żyć z tą ko¬bietą pod jednym dachem. Oszaleje od tego. ...

Dzień dłużył mu się w nieskończoność. Wielokrotnie od¬czuwał pokusę zadzwonienia na służbę, ale za każdym razem coś go powstrzymywało przed pozbyciem się kłopotu i od-daniem Henry'ego w ręce ochmistrzyni. Może była to myśl o dezaprobacie Tammy, a może fakt, że chłopczyk zaczynał reagować śmiechem, gdy Mark próbował go rozbawiać. Re¬akcja dziecka sprawiała mu ogromną przyjemność, choć nie potrafił wytłumaczyć sobie dlaczego. To wszystko było dla niego nowe i obce, stąpał po nieznanym terytorium. Tammy nie wróciła na lunch. Zaniepokoił się, lecz Mad¬ge wyjaśniła mu, że panna Dexter wzięła ze sobą prowiant na cały dzień. Myśl, by pójść i sprawdzić, jak ona daje sobie radę, powróciła ze zdwojoną siłą. Wyszedł z Henrym na dwór, starał się jednak trzymać jak najdalej od zagajnika. Spacerował z malcem na rękach nad jeziorem i ku swemu własnemu zdziwieniu mówił do niego tak, jakby niemowlę mogło go zrozumieć: ... [Read more...]

Polecamy rowniez:

www.studium-medyczne.info.pl/page/3/
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 www.hotel.swidnica.pl

WordPress Theme by ThemeTaste